piątek, 19 marca 2010

Czy "uczenie się" ma sens?

Nauka ma sens, niewątpliwie. Ale uczenie się tylko po to, żeby umieć? Kucie? Nauka dat na historię, bo "program każe", bo będzie sprawdzian? Nauka wzorów na matematykę? Ma sens?
Większość tych zarówno "wszechstronnych" jak i "tumanistów" (i tumanistek ;) ) uważa że najlepiej jest wiedzieć jak najwięcej, ale...
Popatrzmy na to z innego punktu widzenia...

Cała wiedza świata jest swapem (u windowsiarzy - plikiem stronicowania), a pamięć w mózgu - pamięcią RAM fizyczną. (jak się nie zgadzasz z tą teorią to wypierdalaj)
Mózg posiada zdolność zarządzania tym, co jest potrzebne, a co nie. W razie potrzeby kopiuje potrzebne dane do RAMu (czyli własnej pamięci), a gdy zapotrzebowanie znika - wywala je. (jeśli sam je wymyślił to najczęściej najpierw archiwizuje np. w zeszytach)
Przepustowość kanału komunikacji swapu i RAMu jest ograniczona. Więc uczenie się "tylko dla wiedzy" jest stratą czasu, bowiem czas przeznaczony na naukę nie jest nieskończenie mały.
Nie musimy się uczyć (w szkolnym znaczeniu).
Inaczej - nie musimy świadomie zarządzać procesem zapamiętywania.
Zamiast tego powinniśmy korzystać ze źródeł wiedzy (tablice ze wzorami, datami itp., słowniki itp.) PODCZAS działania, a nie PRZED nim.
Nauka dla szkolnej wiedzy to pre-caching. Ale po co go stosować w tak dużej skali? Przydaje się tylko w sytuacjach ekstremalnych (brak dostępu do swapu). I nie w takich ilościach...
Korzystając z wiedzy zgromadzonej w swapie w końcu ulegnie ona SAMOSKOPIOWANIU do RAMu (bez udziału świadomości).
Tylko to, czego potrzebujemy.

Bo czy ma sens kopiowanie całego /usr do cache'u? Nie ma! Jeśli korzystamy z /usr/bin/xchat i /usr/bin/php, to nie potrzebujemy /usr/bin/mono. Jeśli w życiu korzystamy z informatyki i elektroniki, to nie potrzebujemy historii. Jeśli będziemy potrzebować, odczytamy to z nośnika. Czyli przeczytamy w jakimś podręczniku.
Caching ma zapewnić szybszy dostęp do danych. Danych, których potrzebujemy. Jeśli z czegoś rzadko (wcale?) korzystamy, wystarczy wolniejszy dostęp, przez czytanie ze źródeł wiedzy. Nie z pamięci. Nie zapychajmy RAMu.

Reasumując, pamiętanie nie ma sensu, ponieważ mamy dostęp do źródeł! Pamiętanie jest jedynie szybszą formą dostępu, niczym więcej!


**ALE!**
Niestety na świecie istnieją takie wymysły, jak egzaminy i konkursy. Konieczność przyporządkowania się do nich uniemożliwia stosowanie w praktyce mojej teorii...


Pozdrawiam wszystkich twórców konkursów wymagających inteligencji, a nie wiedzy ;> .
Do następnej lekcji psychologii informatycznej :)

1 komentarz:

  1. Masz dużo racji, aczkolwiek są pewne granice niewiedzy. Twórczość w jakiejkolwiek dziedzinie wymaga jednak refleksji i rozumienia, a więc pewnej erudycji. Pozostając na płaszczyźnie Twojego rozumowania (informatyka), aby wymyślić jakieś sensowne działanie, by je zrealizować to musisz już mieć jakąś wiedzę, przynajmniej w zakresie ,,czym możesz dysponować'' - resztę rzeczywiście znajdziesz. Ale jeśli nie wiesz nic to też nic nie wymyślisz. Oczywiście możesz być niewolnikiem zatrudnionym przez producenta, który Ci powie: ,,zrób to i to...''. Świetnie sobie poradzisz bo wszystko co potrzebujesz znajdziesz w necie. Tylko, że jesteś wtedy tylko ROBOLEM.
    Przyznaję Ci rację, że jednym z głównych demotywatorów autorozwoju jest szkoła w obecnej postaci. ALE JA OBSERWUJĘ INNE BARDZIEJ NIEPOKOJĄCE ZJAWISKO.
    DEMOT w postaci braku jakiejkolwiek motywacji do autorozwoju u młodych ludzi. Ograniczają się tylko do krytykowania ale poddają się i sami nie robią NIC. Wszystko jest tylko imprezką i płaską konsumpcją (zresztą nie ma żadnej motywacji - cokolwiek jest potrzebne to zatroszczy się o to mamuśka - młody dostaje same gotowce).
    Krtytykanctwo jest przywilejem młodych ludzi. Pasuje do niego zmutowana odpowiednio wypowiedź Johna F. Kenedyego - byłego prezydenta USA, który powiedział kiedyś: ,,Nie pytaj co Ameryka zrobiła dla Ciebie - spytaj się co Ty zrobiłeś dla Ameryki'' Czy nie należałoby się często zapytać co sam zrobiłeś dla swojego PEŁNEGO ROZWOJU.

    Problem współczesnej szkoły polega głównie na tym (z mojego, nauczycielskiego punku widzenia), że szkoła ma ambicje UCZYĆ NA SIŁĘ. A powinna raczej wspomóc UCZENIE SIĘ ( w dużej mierze raczej nabywanie umiejętności uczenia się przez całe życie, czyli UCZENIE UCZENIA SIĘ). Jest to tylko wtedy możliwe, jeżeli UCZEŃ SIĘ UCZY. Najpierw uczeń się musi uczyć, potem szkoła może mu dopomóc się uczyć. A to już jest PROBLEM WYCHOWAWCZY, nie edukacyjny. Mam świadomość, że wszystko stoi na głowie, bo szkoła też powinna motywować (nauczyciele!!!) już od pierwszego dnia kontaktu z uczniem do takiej postawy UCZENIA się. I od samego początku takiej postawy wymagać, ale racjonalnie, a nie wymagać zakuwania treści... Moi uczniowie często pytani o główny DEMOTYWATOR najczęściej wymieniają szkołę na pierwszym miejscu i to jest wystarczający powód do podnoszenie ALARMU. OSOBNYM ALARMEM jest ALARM WYCHOWAWCZY. Ale nam się zdarzyło - RODZICE. Zobaczcie: TAKIE SĄ NASZE DZIECI. Czy wiesz co Twoje dziecko robi pzrez większość dnia i ,,co go kręci?''

    OdpowiedzUsuń